W miarę czytania i przeglądania różnych stron, blogów, grup, które zajmują się analizowaniem składów INCI kosmetyków, mam wrażenie, że ktoś chce dobrze, ale nie do końca wie, co robi. Dlatego też, im dłużej czytałam, im dłużej podnosiło mi się ciśnienie, tym narastało we mnie poczucie misji, że powinnam u Magdy taki tekst napisać. Ja nie mam ani swojego bloga, ani Instagrama, na którym udzielam się zawodowo, więc stąd „gościnny występ” 🙂
- Kim jestem i po co napisałam ten artykuł?
- Kilka informacji o INCI kosmetyków słowem wstępu
- Zacznijmy od początku, czyli podstawy recepturowania
- Wyciągnijmy wnioski!
- Nie lekceważmy deklaracji na opakowaniu!
- Dermokosmetyki, czyli „zło wcielone”
- Dlaczego skład wg INCI nie powie mi prawdy...
- Podsumowując
Kim jestem i po co napisałam ten artykuł?
Jestem z zawodu chemikiem kosmetycznym i technologiem kosmetyków (pracuję w firmie zajmującej się głównie tworzeniem kosmetyków pod marki własne, czyli w skrócie: co klient sobie zamarzy, to my jego marzenia spełniamy). Dlatego też mam styczność z kosmetykami zarówno w 100% naturalnymi, wegańskimi, jak i z tanimi drogeryjnymi produktami. Generalnie tworzę je od pomysłu do wdrożenia i wprowadzenia na rynek, więc doświadczenie z tworzeniem kosmetyków jakieś tam mam. Nie twierdzę też, że jestem nieomylna, bo ciągle się uczę i jestem otwarta na sugestie, ale tylko te, które są oparte na nauce i/lub doświadczeniu mądrzejszych ode mnie. 😉
Jakieś pokłady pokory w sobie mam, w przeciwieństwie do niektórych, z którymi czasem zdarza mi się wejść w dyskusję (czyli naprawdę sporadycznie). Chciałabym tutaj napisać o kilku aspektach opierając się na prawie produktów kosmetycznych. Bardzo proszę nie negować słuszności pewnych zapisów w prawie, bo tak jest i musimy to zaakceptować na tę chwilę, że na tej zasadzie jest INCI kosmetyków układane.

Kilka informacji o INCI kosmetyków słowem wstępu
- Słowo INCI czyta się [INKI], ponieważ jest to skrót od International Nomenclature of Cosmetic Ingredients – Cosmetic czytamy [Kosmetik]. Dlatego jest to „INKI”, a nie „INCI”, czy „INSI”. Tak naprawdę powinno też się zawsze mówić: Skład według INCI, albo Ingredients, a nie samo INCI, ponieważ jest to tylko system nazewnictwa związków chemicznych użytych w kosmetyku.
- Jestem jak najbardziej za tym, żeby konsumenci byli świadomi swoich wyborów w kupowaniu kosmetyków. Dlatego też nie widzę nic złego w tym, że ktoś te składy analizuje. Tylko chciałabym, żeby te składy były analizowane poprawniei nie było w tym temacie dezorientacji i powielania bzdur.
- Nie wnikam w to, kto jakich wyborów dokonuje, kupując kosmetyk. Czy chcesz, żeby preparaty były wegańskie, eko, naturalne, pochodzenia naturalnego, halal, biodegradowalne – super, że jesteś świadomym konsumentem. Jednak nie chcę, aby ktoś przerzucał swoje wybory na innych, bo każdy ma wolność wyboru.
- Ten artykuł nie ma na celu atakowania kogokolwiek.
- Wszystko, co tutaj napiszę jest opierane głównie na dokumentacji surowców i prawie kosmetycznym. Podkreślam, że nie wszyscy producenci używają tych samych surowców, a szczególnie, jeśli chodzi o ekstrakty, mogą być one w mocniejszych, innych stężeniach, ale zdarza to się rzadko. Co nie znaczy, że zawsze.
Myślę, że najbardziej przystępną formą tego tekstu będzie tworzenie INCI kosmetyku od początku na podstawie formulacji kremu (jest to receptura, którą napisałam na szybko, nie mogę gwarantować, że jest to trwały preparat, nie jest to też receptura, którą już wdrożyłam lub będę wdrażać).
Zacznijmy od początku, czyli podstawy recepturowania
Jest jedna reguła, o której chyba nikt nie wie albo jest to wiedza tajemna, której ktoś nie przyswoił na lekcjach chemii: receptury kosmetyków tworzy się na bazie STĘŻENIA PROCENTOWEGO (co to jest, można przeczytać tutaj).
Nie raz czytałam bzdury w stylu: Jak parafina jest na drugim miejscu w składzie, to pewnie jest jej tak z 60% – serio? Czyli w takim razie ile mamy tutaj wody? O to chodzi w formułowaniu, żeby tak dobrać zagęstniki, emulgator, żeby krem był o konsystencji, jaka jest pożądana. Nie ma czegoś takiego, jak: krem wyszedł za gęsty, to dodam wody. Zazwyczaj sumuje się wszystkie składniki, takie jak emolienty, substancje aktywne, emulgator, konserwanty o ustalonym przez nas stężeniu i „dopełniamy” wodą, aby suma wszystkich składników wyszła 100. Wtedy mamy pewność, jakie jest stężenie procentowe np. składników aktywnych i też łatwiej jest to przełożyć na skalę produkcyjną. Jak już to rozumiemy, to zaczynamy, jak nie, to myślę, że wyjdzie to w dalszej części artykułu 😉
Krok 1 – receptura ramowa, podstawowa
Mamy tutaj prosty krem, emulsja olej w wodzie (tzw. O/W), którego receptura wygląda następująco:
Nazwa surowca | % | Funkcja |
Woda demineralizowana | 53,05 | Rozpuszczalnik |
Hydrolat z róży damasceńskiej | 10,00 | Substancja czynna |
Disodium EDTA | 0,10 | Składnik chelatujący |
————————————————– | —– | ——————————– |
Gliceryna 99,9% | 3,00 | Humektant |
Guma ksantanowa | 0,15 | Regulator lepkości |
————————————————– | —- | ——————————– |
Olivem 1000 | 4,00 | Emulgator |
Stearynian Glicerolu | 1,50 | Zagęstnik |
Olej Macadamia | 2,00 | Emolient |
Olej z pestek malin | 0,30 | Emolient |
Olej ze słodkich migdałów | 5,50 | Emolient |
Trójgliceryd kaprylowo-kaprynowy | 7,00 | Emolient |
Alkohol cetylowy | 2,00 | Zagęstnik |
Tokoferole | 0,20 | Antyoksydant |
————————————————– | — | ——————————- |
Ekstrakt glicerynowo-wodny z nagietka | 1,00 | Substancja czynna |
Ekstrakt glicerynowo-wodny z bratka | 5,00 | Substancja czynna |
Ekstrakt glikolowy z rumianku | 2,00 | Substancja czynna |
Roztwór hialuronianu sodu 1% | 2,00 | Substancja czynna / Humektant |
————————————————– | — | ——————————- |
Konserwant: Fenoksyetanol, Etylohexylogliceryna | 0,90 | Konserwant |
Kompozycja zapachowa | 0,30 | Kompozycja zapachowa |
Nie wgłębiam się tutaj w szczegóły, co za co odpowiada i jakie ma funkcje, wszystko opisałam krótko, nie używałam raczej nazw handlowych, oprócz Olivemu i Olivaxu, które znają chyba wszyscy, którzy próbowali własnych sił w recepturowaniu w domu. Myślę, że dla niektórych może to być szok, że krem może się składać z takiej ilości wody. Otóż może (w końcu często ją widzimy na pierwszym miejscu w składzie), ale na końcu okaże się, ile jej jest realnie. Po rozłożeniu INCI omówię też poszczególne składniki.
Krok 2 – rozkładamy surowce na składniki pierwsze
Na pierwszy rzut oka, formulacja jest prosta, można już pomyśleć, jak INCI kosmetyku może wyglądać, przecież to proste! Spójrzmy zatem na tę formulację inaczej, rozłóżmy ją na czynniki pierwsze, według dokumentacji, którą możemy otrzymać od producenta:
Nazwa surowca | % | Nazwa wg INCI | Stężenie w surowcu | Stężenie w produkcie |
Woda demineralizowana | 53,05 | Aqua | 100,00 | 53,05 |
Hydrolat z róży damasceńskiej | 10,00 | Rosa Damascena Flower Water Sodium Benzoate Potassium Sorbate | 99,55 0,30 0,15 | 9,96 0,03 0,02 |
Disodium EDTA | 0,10 | Disodium EDTA | 100,00 | 0,10 |
Gliceryna 99,9% | 3,00 | Glycerin Aqua | 99,90 0,10 | 3,00 0,00 |
Guma ksantanowa | 0,15 | Xanthan Gum | 100,00 | 0,15 |
Olivem 1000 | 4,00 | Cetearyl Olivate Sorbitan Olivate | 50-70 30-50 | 2,40 1,60 |
Stearynian Glicerolu | 1,50 | Glyceryl Stearate | 100,00 | 1,50 |
Olej Macadamia | 2,00 | Macadamia Integrifolia Seed Oil | 100,00 | 2,00 |
Olej z pestek malin | 0,30 | Rubus Idaeus Seed Oil | 100,00 | 0,30 |
Olej ze słodkich migdałów | 5,50 | Prunus Amygdalus Dulcis Oil | 100,00 | 5,50 |
Trójgliceryd kaprylowo-kaprynowy | 7,00 | Caprylic/Capric Trigliceride | 100,00 | 7,00 |
Alkohol cetylowy | 2,00 | Cetyl Alcohol | 100,00 | 2,00 |
Tokoferole | 0,20 | Tocopherol Helianthus Annuus Seed Oil | 55,00 45,00 | 0,11 0,09 |
Ekstrakt glicerynowo-wodny z nagietka | 1,00 | Glycerin Aqua Calendula Officinalis Flower Extract Sodium Benzoate Potassium Sorbate | 56,55 40,00 1,2-3,5 0,30 0,15 | 0,57 0,40 0,03 0,00 0,00 |
Ekstrakt glicerynowo-wodny z bratka | 5,00 | Glycerin Aqua Viola Tricolor Extract Sodium Benzoate Potassium Sorbate | 56,55 40,00 1,0-3,0 0,30 0,15 | 2,83 2,00 0,15 0,02 0,01 |
Ekstrakt glikolowy z rumianku | 2,00 | Propylene Glycol Chamomilla Recutita Flower Extract | 92 – 98 2-8 | 1,84 0,16 |
Roztwór hialuronianu sodu 1% | 2,00 | Aqua Sodium Hyaluronate Phenoxyethanol Ethylhexylglycerin | 98,20 1,00 0,72 0,08 | 1,96 0,02 0,01 0,00 |
Konserwant: Fenoksyetanol, Etylohexylogliceryna | 0,90 | Phenoxyethanol Ethylhexylglycerin | 88,5 – 91,5 8,5 – 11,5 | 0,81 0,09 |
Kompozycja zapachowa | 0,30 | Parfum | * | 0,30 |
Jak widać, skład jednak nie wydaje nam się taki prosty, ponieważ z 19 składników zrobiło nam się nagle tych składników ponad 30. Wiele z nich się powtarza, wygląda to dokładnie tak:
Nazwa wg INCI | Stężenie w produkcie |
Aqua | 0,003 |
Aqua | 0,40 |
Aqua | 2,00 |
Aqua | 1,96 |
Aqua | 53,05 |
Calendula Officinalis Flower Extract | 0,03 |
Viola Tricolor Extract | 0,15 |
Caprylic/Capric Trigliceride | 7,00 |
Cetearyl Olivate | 2,40 |
Cetyl Alcohol | 2,00 |
Chamomilla Recutita Flower Extract | 0,16 |
Disodium EDTA | 0,10 |
Ethylhexylglycerin | 0,0016 |
Ethylhexylglycerin | 0,09 |
Glycerin | 3,00 |
Glycerin | 0,57 |
Glycerin | 2,83 |
Glyceryl Stearate | 1,50 |
Heliantus Annuus Seed Oil | 0,09 |
Macadamia Integrifolia Seed Oil | 2,00 |
Parfum* (o parfum będzie dalej) | 0,30 |
Phenoxyethanol | 0,01 |
Phenoxyethanol | 0,81 |
Potassium Sorbate | 0,015 |
Potassium Sorbate | 0,0015 |
Potassium Sorbate | 0,0075 |
Propylene Glycol | 1,84 |
Prunus Amygdalus Dulcis Oil | 5,50 |
Rosa Damascena Flower Water | 9,96 |
Rubus Idaeus Seed Oil | 0,30 |
Sodium Benzoate | 0,03 |
Sodium Benzoate | 0,003 |
Sodium Benzoate | 0,015 |
Sodium Hyaluronate | 0,02 |
Sorbitan Olivate | 1,60 |
Tocopherol | 0,11 |
Xanthan Gum | 0,15 |
Jak można się domyślić, to trzeba wszystko zsumować i posortować od największego, do najmniejszego, zrobimy to w następnym kroku.
Krok 3 – sumowanie składników i ułożenie finalnie składu wg INCI
Najbardziej poprawne INCI będzie wyglądać tak (oczywiście, kiedy czegoś mamy tyle samo, jak na przykład tutaj Cetyl Alcohol oraz Macadamia Integrifolia Seed Oil, dajemy w kolejności, jakiej nam się podoba, bo jest ich tyle samo). Pogrubione zostały składniki poniżej 1%:
Nazwa wg INCI | Stężenie w produkcie |
Aqua | 57,417 |
Rosa Damascena Flower Water | 9,96 |
Caprylic/Capric Trigliceride | 7,00 |
Glycerin | 6,39 |
Prunus Amygdalus Dulcis Oil | 5,50 |
Cetearyl Olivate | 2,40 |
Cetyl Alcohol | 2,00 |
Macadamia Integrifolia Seed Oil | 2,00 |
Propylene Glycol | 1,84 |
Sorbitan Olivate | 1,60 |
Glyceryl Stearate | 1,50 |
Phenoxyethanol | 0,82 |
Parfum* (o parfum będzie dalej) | 0,30 |
Rubus Idaeus Seed Oil | 0,30 |
Chamomilla Recutita Flower Extract | 0,16 |
Viola Tricolor Extract | 0,15 |
Xanthan Gum | 0,15 |
Tocopherol | 0,11 |
Disodium EDTA | 0,10 |
Ethylhexylglycerin | 0,0916 |
Heliantus Annuus Seed Oil | 0,09 |
Sodium Benzoate | 0,048 |
Calendula Officinalis Flower Extract | 0,03 |
Potassium Sorbate | 0,024 |
Sodium Hyaluronate | 0,02 |
Aqua, Rosa Damascena Flower Water, Caprylic/Capric Trigliceride, Glycerin, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Cetearyl Olivate, Cetyl Alcohol, Macadamia Integrifolia Seed Oil, Propylene Glycol, Sorbitan Olivate, Glyceryl Stearate, Phenoxyethanol, Parfum*, Rubus Idaeus Seed Oil, Chamomilla Recutita Flower Extract, Viola Tricolor Extract, Xanthan Gum, Tocopherol, Disodium EDTA, Ethylhexylglycerin, Heliantus Annuus Seed Oil, Sodium Benzoate, Calendula Officinalis Flower Extract, Potassium Sorbate, Sodium Hyaluronate
Ponieważ wielu analityków składów zapomina o jednej, bardzo ważnej zasadzie, że poniżej 1% kolejność składników może być losowa (część pogrubiona), to możemy zostawić zarówno tak, jak i podrasować bardziej marketingowo nasz skład. I tutaj nadchodzi moment grozy, że niestety, ale wszystkie ekstrakty i inne aktywne, jak na przykład hialuronian sodu, tokoferole (witamina E) jest poniżej 1%. Podobnie jak konserwanty i kompozycja zapachowa. Skład ułożony w sposób bardziej marketingowy wygląda tak:
Aqua, Rosa Damascena Flower Water, Caprylic/Capric Trigliceride, Glycerin, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Cetearyl Olivate, Macadamia Integrifolia Seed Oil, Cetyl Alcohol, Propylene Glycol, Sorbitan Olivate, Glyceryl Stearate, Sodium Hyaluronate, Rubus Idaeus Seed Oil, Chamomilla Recutita Flower Extract, Viola Tricolor Extract, Calendula Officinalis Flower Extract, Tocopherol, Heliantus Annuus Seed Oil, Xanthan Gum, Parfum*, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Disodium EDTA
Wygląda odrobinę lepiej, prawda?
Krok 4 – Co z tymi „Parfumami”?
Przy Parfum postawiłam gwiazdkę, ponieważ nie zapisałam tutaj całego składu. Już tłumaczę, dlaczego: kompozycje zapachowe są najczęściej syntetyczne, jednak te naturalne, skomponowane tylko z olejków eterycznych też mają zapis Parfum. Dlatego też na samej podstawie słowa Parfum nie możemy uznać, czy mamy tu zapach syntetyczny, czy naturalny (wyjątkiem są samodzielne olejki eteryczne, mające swoje własne nazwy INCI, którymi zapisujemy ich obecność w produkcie). Ale wracając do tematu: przy kompozycjach zapachowych dostajemy wykaz 26 alergenów, czyli wykaz substancji, które muszą być wyszególnione na etykiecie, kiedy przekroczymy ich stężenie. Jest to powyżej 0,001% dla produktów niespłukiwanych i 0,01% dla produktów spłukiwanych. Przykładowo kompozycja w naszej formulacji może mieć taki skład alergenów:
Nazwa wg INCI | Stężenie w surowcu | Stężenie w produkcie (przy ilości 0,3%) |
Parfum | 95,4019 | 0,2862057 |
Linalool | 1,6878 | 0,0050634 |
Benzyl Salicylate | 1,1999 | 0,0035997 |
Limonene | 1,1183 | 0,0033549 |
Alpha Isomethyl Ionone | 0,2959 | 0,0008877 |
Citronellol | 0,22 | 0,00066 |
Hydroxycitronellal | 0,03 | 0,00009 |
Citral | 0,0253 | 0,0000759 |
Coumarin | 0,01 | 0,00003 |
Geraniol | 0,0059 | 0,0000177 |
Amyl Cinnamal | 0,003 | 0,000009 |
Cinnamyl Alcohol | 0,002 | 0,000006 |
Ostatnia kolumna to rzeczywista zawartość danego alergenu w produkcie. Wychodzi na to, że na etykiecie naszego kremu wyszczególnimy Linalool, Benzyl Salicylate, Limonene, ponieważ jest ich więcej niż 0,001*, a krem nie jest spłukiwany. Gdyby był to na przykład żel pod prysznic, to w składzie nie byłoby alergenów (ponieważ nie przekraczają 0,01%). Dokładnie taki sam dokument dostajemy przy naturalnych olejkach eterycznych, gdzie też mamy wyszczególnione alergeny (których jej zazwyczaj dużo więcej, niż w syntetycznych kompozycjach zapachowych). Nie tworzymy tych kompozycji zapachowych same myśląc „o, teraz dodam trochę limonenu, później trochę kumaryny, żeby uzyskać taki i taki zapach”.
Jeszcze jedna bardzo ważna kwestia: Parfum w INCI kosmetyków to nie są perfumy na alkoholu etylowym czy izopropylowym. To są mieszaniny wielu substancji syntetycznych i naturalnych – przy wylaniu sobie na dłoń mamy postać intensywnie pachnącego olejku (tłuszcz). Dlatego też, przy układach wodnych (żele, toniki, wodne serum) musimy ten olejek zsolubilizować, co może też wpłynąć niekorzystnie na kosmetyk. Solubilizator może rozrzedzić na przykład formy żelowe (żele pod prysznic, szampony), czasami gasić pianę. Wtedy możemy się poratować etanolem, czy izopropanolem, który też ma możliwość solubilizacji. Jednak alkohol etylowy i izopropylowy również często gasi pianę i trzeba ją inaczej stabilizować. Kompozycje zapachowe przy karcie charakterystyki mają podane w widełkach składniki i bynajmniej, nie są to alkohole w znaczeniu etanol czy izopropanol, a jako składniki niebezpieczne (łatwopalne), na pewno by w niej były.
Istnieje IFRA (International Fragrance Association), która reguluje górną granicę użycia kompozycji zapachowej. Jednak, jeśli mamy kompozycję wysokiej jakości, która nie wietrzeje po miesiącu, to daje się jej maksymalnie 1% (w zależności też od rodzaju kosmetyku, w żelach pod prysznic daje się jej najczęściej nieco więcej). Można więcej, jeśli głównym atutem produktu jest zapach (najczęściej są to produkty do ciała i dłoni), a pielęgnacja jest na drugim miejscu. Jednak wtedy nie jest to produkt łatwy do ustabilizowania, często szybko zmienia kolor i może się rozwarstwiać.

Wyciągnijmy wnioski!
To skoro już wiemy, jak układa się skład, można wyciągnąć następujące wnioski:
- W składzie INCI kosmetyków musimy zawrzeć wszystko, co znajduje się w surowcach. Jedynym wyjątkiem jest to, co jest pozostałością po procesach produkcyjnych (tzw. impurities) przy wytwarzaniu surowca, jednak są to ilości podane w jednostce part per milion (zazwyczaj z dopiskiem, że mniej niż 1 ppm), co w zapisie dziesiętnym wynosi 0,0001% i tego nie uwzględniamy w składzie finalnego produktu. Nie można jednak robić tak, że jak wyjdzie nam czegoś w ilości np. 0,000002%, to tego nie wyszczególniamy na opakowaniu, bo jeśli producent daje to w składzie surowca, to musi to być zawarte na etykiecie finalnego produktu.
- Jak widać, surowce składają się często z kilku składników. Tak jest na przykład z emulgatorami, zagęstnikami, ekstraktami. Jeśli widzimy na przykład SLES na końcu składu jakiejś emulsji, to znaczy, że jest na pewno w ilości mniejszej niż 1% i prawdopodobnie jest koemulgatorem w mieszance emulgującej, więc jest go jeszcze mniej, może nawet na trzecim miejscu po przecinku.
- Ekstrakty i inne aktywne – dlaczego tak mało jest ich w finalnym produkcie? Ekstrakty, jak wiele innych składników, w wysokim stężeniu mogą wywołać reakcje alergiczne. Zazwyczaj każdy z tych surowców jest badany na obecność substancji potencjalnie uczulających i sprawdzany dermatologicznie.
Są też ekstrakty standaryzowane na obecność pewnych związków, które mają gwarantować określone działanie. Tutaj jest to bardzo istotne, ponieważ przy droższych ekstraktach, które mają działać w określony sposób na dysfunkcje skóry jest zalecane dozowanie (przy niektórych nawet około 0,5%!) i przy takich ilościach są najbardziej efektywne. Są przypadki, że surowiec aktywny ma skład mniej więcej: 45% gliceryna, 50% woda, 4,5% jakiś inny rozpuszczalnik, 0,5% czystego ekstraktu – i tak, to potrafi działać, a nawet potrafi czasem zdziałać cuda!
Właśnie ten surowiec, który ma taki skład jest przebadany i wykazuje działanie, które znajduje się później na opakowaniu! Do tego może mieć dozowanie ok 1,5%, czyli samego ekstraktu mamy 0,0075%! Dlatego też, czasami preparat, który ma jeden ekstrakt jest taki drogi, bo ma zalecaną przez producenta ilość, która została przebadana i wykazuje określone działanie.
A im lepiej przebadany surowiec, im więcej czasu zajmują badania, tym dokumentacja surowca jest lepiej opracowana i tym samym cena jest wyższa. I nie jest to cena rzędu kilku euro za kilogram, tylko idzie to nawet w setki euro za kilogram, co wbrew pozorom, w gotowym produkcie np. 50 ml wcale nie wychodzi tak mało. Może to też działać w drugą stronę – producent da takiego ekstraktu 0,05% i na opakowaniu da najwyżej jak się da w miejscu poniżej 1%. Dlatego też, warto czasem spojrzeć jednak na deklarację na opakowaniu i zobaczyć, czy nie ma nazwy surowca, czy ma określone deklaracje marketingowe. Ale do tego jeszcze powrócę później.
- Inne aktywne, jak na przykład hialuronian sodu najczęściej jest dodawany w gotowym roztworze, tak jak jest pokazane w naszym kremie. A to dlatego, bo jest dużo łatwiejszy do wprowadzenia -czysty hialuronian sodu rozpuszcza się w wodzie bardzo opornie, najlepiej jak jest zdyspergowany w nośniku, jak na przykład gliceryna czy propanediol i wtedy jest przeniesiony do wody. Przy wyższych stężeniach hialuronian jest bardzo lepki, kremy z nim są nieprzyjemne w aplikacji i bardzo się mażą na skórze.
- Konserwanty, czyli składniki gwarantujące bezpieczeństwo czystości mikrobiologicznej produktu. Cała lista konserwantów jest dostępna w załączniku V do Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego I Rady (WE) nr 1223/2009 z dnia 30 listopada 2009 r. dotyczące produktów kosmetycznych. Tam jest napisane wszystko, co jest potrzebne do wykonywania formulacji, przede wszystkim dopuszczalne stężenia w określonych produktach (spłukiwane, niespłukiwane, dla dzieci, do jamy ustnej itd.). W naszym kremie dodałam Phenoxyethanol i Etylohexyloglicerynę i widząc jeszcze Sodium Benzoate i Potassium Sorbate (pochodzące z ekstraktów), to naprawdę nie jest to znak, że mamy tutaj dodane 4 konserwanty.
Po pierwsze, najczęściej konserwanty występują w parach z tego prostego powodu, że jeden z nich lepiej działa na bakterie, drugi na drożdże i grzyby, albo ich synergia daje najszersze spektrum ochrony.
Po drugie, producent nie ma interesu aplikować dużej ilości konserwantów, bo przede wszystkim chodzi o cenę. Firmy, które dysponują laboratorium mikrobiologicznym mogą sobie pozwolić na badanie MBC, czyli minimalnego stężenia bakteriobójczego, gdzie określa się efektywne minimum konserwantu, aby zabezpieczyć kosmetyk. Jeśli nie ma się takiej możliwości, to dodajemy zalecane przez producenta stężenie, ewentualnie stężenie, które z doświadczenia możemy powiedzieć, że działa. To wszystko i tak weryfikuje później badanie obciążeniowe (które jest obowiązkowe przed wypuszczeniem kosmetyku na rynek).
W tym produkcie akurat dodałam specjalnie fenoksyetanol i etylohexyloglicerynę, ale równie dobrze, mogłabym ten produkt zakonserwować sorbinianem potasu i benzoesanem sodu, ale i tak te dwa pierwsze pokazałyby się w INCI, bo nasz roztwór hialuronianu sodu jest nim zakonserwowany. Tak więc, jak możemy ustalić, jaki konserwant daliśmy i jak możemy określić, ile czego jest? 😉 Do tego dodam, że duet sorbinian i benzoesan działa w pH do 5,5 i czasem zdarza mu się ciemnieć. Duet fenoksyetanol i etylohexylogliceryna działa w bardzo szerokim spektrum pH, jest stabilny i rzadko kiedy sprawia problemy.
Nie lekceważmy deklaracji na opakowaniu!
Przejdźmy teraz do deklaracji na opakowaniu, czyli kosmetyk który śpiewa, tańczy i pranie zrobi. Wychodząc z przekonania, że ignorując deklaracje na opakowaniu kosmetyku i przechodząc od razu do składu jest się mądrzejszym od samego technologa, marketingowca, Safety Assesora, to jesteście w błędzie.
Każdy jeden kosmetyk musi mieć potwierdzone działanie, które jest zadeklarowane na opakowaniu. Szczególnie egzekwowane to jest od 1 lipca 2019. Każda jedna deklaracja, czy to wegan, halal, % naturalności (najlepiej wg normy ISO16128-2:2017), czy działanie musi mieć swoje potwierdzenie na bazie dokumentacji surowców, czy opisu procesu technologicznego.
Deklaracje marketingowe na pakowaniu są wiążące, muszą być potwierdzone stosownymi badaniami w niezależnych ośrodkach badawczych. Więc jeśli na kremie jest napisane, że krem działa nawilżająco, odbudowująco, łagodząco, to musi mieć na to papier. W badaniach aplikacyjnych biorą udział ochotnicy z określonym typem skóry. Jak ktoś ma trądzik, to zapraszają go na badanie produktów do pielęgnacji skóry trądzikowej, jak ktoś ma alergię, to zapraszają na badanie probantów z dodatnim wywiadem alergicznym.
Jedynym wyjątkiem, gdzie nie trzeba robić badań aplikacyjnych, a chce mieć się jakąś deklarację, to jest dodanie składnika na poziomie zalecanym przez producenta, gdzie jest on już przebadany. Na przykład: mamy surowiec o nazwie „jakiśtam”, który ma działanie przeciwstarzeniowe, nawilżające i redukujące plamy starcze. Ma zalecane dozowanie 0,50%. Wtedy producent, dając zaleconą ilość może dać też nazwę tego surowca na opakowaniu i napisać, że surowiec „jakiśtam” w tym kosmetyku działa przecistarzeniowo, nawilżająco, redukująco na plamy starcze. Podobnie można użyć niezależnych badań naukowych na daną substancję, czyli krótko mówiąc – dane literaturowe i udowodnienie zastosowania tych danych też mogą być deklaracją marketingową. Kontrole kosmetyku zaczynają się najczęściej na półce – kontroler bierze kosmetyk z półki, patrzy, czy są nieścisłości i decyduje, czy jest się do czego przyczepić.
Dermokosmetyki, czyli „zło wcielone”
Podobnie ma się sprawa z tymi dermokosmetykami, szczególnie z tymi z dużych koncernów. W laboratorium nie siedzi Ania chwilę po studiach kręcąca kremy na zwykłym emulgatorze z formulacji, którą ułoży w 5 minut. Tam jest mnóstwo patentów, mnóstwo składników, których Ania ze zwykłej firmy nie ma w swoim zasięgu. Te patenty są często zarejestrowane pod prostymi składnikami INCI, żeby ich nikt nie rozgryzł. Tam są wykorzystywane składniki, które są surowcami należącymi tylko do tej firmy, które mają swoje udowodnione mechanizmy działania i niewiele mogą powiedzieć zwykłemu Kowalskiemu. Jednak też są składniki, które Ania może zamówić i też umieścić w swoim kosmetyku. Skład może wyglądać na prosty, na pusty i nic nieznaczący, ale koncerny mają w tym interes, żeby to działało i mają w tym interes, żeby to przebadać wzdłuż, wszerz i w głąb. Dlatego mają takie poważanie wśród dermatologów, bo są dobrze przebadane. To nie jest czarna magia i nie jest to spisek, który potrafi zdemaskować prosty konsument, patrząc tylko na skład.
Dlaczego skład wg INCI nie powie mi prawdy…
Krem może mieć sto różnych ekstraktów, a może mieć jeden, który wykazuje określone udowodnione działanie (pamiętajmy, że nie ma jednego rodzaju ekstraktu, tylko może być ekstrakt wodny, glicerynowy, glikolowy, alkoholowy, nadkrytycznym CO2) i patrzenie na to, czy jest ich dużo, czy jest tylko jeden, jest błędem. Może być użyty ekstrakt z szerokim spektrum działania, który da nam pożądane działanie, a cała mieszanka ekstraktów może nam nie przynieść tego, czego oczekujemy.
Podobnie jest z olejami: zapis w składzie wg INCI może być normalny, ale może być tak zmodyfikowany, że nadaje się mu unikalne właściwości sensoryczne lub działanie, a nie jesteśmy w stanie tego odczytać po składzie INCI, bo składnik ulepszający go może być równie dobrze składnikiem innego surowca. Na przykład jest pewien surowiec o INCI: Bidens Pilosa Extract, Astrocaryum Murumuru Seed Butter, Gossypium Herbaceum Seed Oil, Linum Usitatissimum Seed Oil– wygląda niewinnie, a ma udowodnione działanie podobne do retinolu, ponieważ taka mieszanka działa na te same receptory odpowiedzialne za starzenie się skóry. Jego opis to: is a super critical fluid apolar extract of Bidens pilosa. Rich phytochemical composition, standardized in phytol. Is a BioRetinol with retinoids receptors activity, mimicking the same positive results that retinoids to fight against skin aging. Skin visibly younger, luminous and firm, reducing reduces wrinkles, improves skin elasticity and ECM redensification, once stimulates the synthesis of dermic proteins and growth factors. Wygląda jak mieszanka zwykłego ekstraktu z olejami, a jednak nie do końca tak jest, ale po składzie wg INCI tego nie zweryfikujemy.
Jeszcze kwestia serii kosmetyków: często jedna seria ma dobrane substancje aktywne, żeby się nawzajem uzupełniały, więc w toniku może być czegoś mniej, w serum więcej, w kremie na noc ultra hiper dużo. Co nie znaczy, że na przykład tonik jest bezużyteczny, bo działa to na zasadzie podobnej, jak są dobierane przez niektórych kosmetyki pod względem konserwantu: „używajmy Phenoxyethanolu w max 2-3 kosmetykach, bo się kumuluje na skórze”. Wszystko fajnie, ale dlaczego aktywne są dobierane na zasadzie „im więcej, tym lepiej”? To działa tak samo jak w ilości konserwantu, aktywne w nadmiarze też mogą zrobić mocno zaszkodzić i mieć działanie odwrotne do pożądanego.
Podsumowując
Znajomość składów jest naprawdę przydatną umiejętnością, ale po samym składzie według INCI nie można określić w 100%, czy kosmetyk jest wartościowy, czy nie. Może mieć jeden składnik, który nadaje mu wyjątkowe właściwości, jest drogi i dobrze przebadany, a w składzie będzie jako jeden samotny, pozornie nic nie znaczący. Może mieć z 50 ekstraktów, hydrolatów, soków, różnych różności w ilości 0,10% i być w rzeczywistości tylko wodą z olejami i emulgatorem.
Po ułożeniu w artykule naszego kremu też możemy zobaczyć, jak bardzo marketing może zmienić postrzeganie tego produktu – wszystko zależy, jak marketingowe podejście ma osoba układająca skład 😉 Zapierając się, że nie wierzycie w deklaracje na opakowaniu, wierzycie składowi, który też odpowiednio ułożony może zdecydować, czy ten krem kupicie, albo nie. Analizowanie składu jest przydatne do oceny, czy ma coś, czego unikacie, albo przy szukaniu składnika, którego stricte potrzebujecie. Ale do oceny, czy ma czegoś dużo, czy mało – to ma sens co najwyżej przy surowcach powyżej 1%, a odpowiednio ułożony skład zazwyczaj nam nie powie, które to składniki są. Przy wielu ekstraktach i substancjach aktywnych to nie ma absolutnie sensu, bo nie znając zalecanego, przebadanego dozowania i wiadomości, ile rzeczywiście się czegoś użyło, często nie jesteśmy w stanie określić, czy kosmetyk spełni nasze oczekiwania.
Mam nadzieję, że ten artykuł trochę wyjaśni tym, którzy skład kosmetyku uważają za najważniejszą wyrocznię, że jego analiza nie jest do końca miarodajna. Osobiście, zawsze sprawdzam skład, ale robię to na tyle rozważnie, że nie skreślam kosmetyku bo ma jeden ekstrakt. Mając codziennie styczność z surowcami, często po samym składzie wiem, co było w tym preparacie użyte, ale bardzo często też nie jestem w stanie określić, gdzie jest ta granica 1%, tak samo, jak nie mogę powiedzieć, ile substancji aktywnej jest zawarte w kosmetyku, bo skład został bardzo marketingowo ułożony. To wie tylko producent i osoba układająca recepturę.
W artykule jest banner afiliacyjny:) Może znajdziesz dla siebie coś ciekawego i klikniesz, a ja będę miała na utrzymanie serwera:)

Czekałam na publikacje tego artykułu 🙏🙏🙏🙏
W samo sedno, prosto i na temat.
Pan chce, panu zrobią. Pan chce coś innego, też Pan dostanie. A co jeśli Pan do chodzi do muru i sam nie wie czego chce? Lepiej wtedy cofnąć się o parę kroków i nie szukać złego gdzie go nie ma. Szacun dziewczyny ✌👍
Dzięki kochana:) Takie feedback jest dla nas dodatkowo ważny:)
Wspaniały artykuł 🙂 Cudownie by było gdyby dotarł do tych, do których powinien…
Dziękuję serdecznie:) Mam nadzieję, że dotrze:)
Bardzo pouczajaca tresc 👍👍👍
Dziękujemy;)
Ten artykuł to cudo w balkonie który fundują nam „analitycy inci” bez wykształcenia tematycznego! Kochamy was za to i udostępniamy gdzie się da!
Genialnie, dziękujemy za tak miłe słowa:)
Ten artykuł to cudo w bełkocie który fundują nam „analitycy inci” bez wykształcenia tematycznego! Kochamy was za to i udostępniamy gdzie się da!
Świetny, merytoryczny artykuł. Dodam tylko, że chciałoby się żeby wszystkie deklaracje marketingowe na opakowaniach były potwierdzone i to odpowiednio. Niestety doświadczanie pokazuje, że na rynku jest jeszcze masz produktów bez jakichkolwiek badań aplikacyjnych użytkowych czy aparaturowych. Co do potwierdzenia działania w badaniach aplikacyjnych też mam często wątpliwości- jak grupa kilkunastu osób może obiektywnie ocenić po 4 tygodniach działanie przeciwzmarczkowe czy odżywienie skóry. Niektóre laboratoria potwierdzają w takich badaniach nawet regenerację skóry- co wykracza poza działanie produktu kosmetycznego.
To niestety prawda. Byłoby super, jakbyśmy miały jak weryfikować, czy kosmetyk na pewno takie działanie wykazuje – szczególnie te, które mają aktywne w ilościach marketingowych. Tylko z perspektywy konsumenta nie możemy niestety tego sprawdzić inaczej, niż na własnej skórze. Przykre jest to, że wielu producentów jest uczciwych, robią badania, po nich projektują etykiety, dają aktywne w ilościach przebadanych, a inni napiszą cuda na kiju i nawet tego nie zweryfikują. Nawet jak już wiadomo, że nie można używać deklaracji „bez”, to w telewizji i tak leci reklama, gdzie mówią głośno i wyraźnie BEZ PARABENÓW. Dodatkowo dobija to, że nie wiemy, który producent jakie ma praktyki. Prawo jedno, praktyka drugie.
Dużo przydatnej wiedzy 🙂 Czy podpowie Pani jak zapisywać w wykazie maceraty (np. kocanka macerowana w oleju słonecznikowym) albo napary wodno-ziołowe? Często widzę rozbieżności na etykietach. Niektórzy napar zapisują jako ekstrakt i woda po przecinku, a przecież to co innego – nie da się wtedy uszeregować substancji osobno, bo znane jest tylko stężenie naparu. I również co w przypadku jeśli dostawca nie chce podać stężeń poszczególnych substancji w mieszaninie? Jak je wtedy uszeregować? Z góry dziękuję za pomoc :*
Musiałabym zerknąć w zalecenia – są na przykład zalecenia odnośnie hydrolatów. Wydaje mi się jednak, że maceraty powstają w taki sposób, że warto rozpisać je osobno. Często niektóre składniki zapisuje się w przedziałach procenowych, gdy nie wiadomo, ile dokładnie jest danego surowca. Dostawca surowca ma obowiązek pokazać skład surowca. Nie musi podawać konkretnej ilości – mogą być przedziały – wtedy przyjmuje się uśrednione wartości. To zawsze kwestia indywidualna surowca.
Dziękuję za odpowiedź. Gdzie mogę poszukać takich zaleceń, kto je wydaje? Czyli macerat najlepiej zapisać jako nazwa oleju (and) nazwa ekstraktu czy może po ukośniku? Czy z naparem będzie tak samo? Zastanawiałam się nad zapisem „Water infusion of (nazwa rośliny)”.
Jeśli chodzi o tego rodzaju zapisy to muszą one być zgodne z COSING – poszukaj nazw, nie można wymyślać nazw surowców samem sobie, ale też nie widzę dokładnych zaleceń nigdzie. Można poszukać jeszcze w COLIPA. Widzę tylko, że często INCI jest pisane jako Herbal Infusion – ale co do tego to skontaktuj się z Safety Assessorem, który ocenia bezpieczeństwo takich produktów. Znalazłam też taki dokument:
http://www.thie-online.eu/fileadmin/inhalte/Publications/HFI/2014-06-27_Compendium_of_Guidelines_for_Herbal_Infusions_-_ISSUE_5.pdf